O pasji do cukiernictwa artystycznego i miłości do języka angielskiego

 – wywiad z Małgorzatą Bezubik, autorką bloga Muffin Love i współautorką bloga ThreeSeasons.

Pani Małgosia z wykształcenia jest tłumaczem konferencyjnym i nauczycielem języka angielskiego, z zamiłowania cukiernikiem artystycznym. Na spotkaniu oczarowała mnie pięknym uśmiechem i nienaganną figurą, która nie zdradza jej miłości do słodkości.

Na co dzień jest pani nauczycielką angielskiego. Skąd wzięło się zamiłowanie do cukiernictwa artystycznego?

To przeszło z pokolenia na pokolenie. W rodzinie mam same kobiety i jako najmłodsza z sióstr nie interesowałam się tym, co starsze siostry, czyli chłopakami… Wolałam spędzać czas z mamą i babcią w kuchni i podpatrując je, ukręcać mak w makutrze. To we mnie zostało do dziś. Mama i babcia przekazały mi smykałkę do pieczenia i już nie wyobrażam sobie życia bez słodkości. Samymi cupcakes zachwyciłam się, mieszkając w Krakowie. To tam spotkałam się z tym po raz pierwszy i niczym Carrie Bradshaw z „Seksu w wielkim mieście”, która z przyjaciółkami miała swoją ulubioną cukiernię, też chodziłam do swojej ulubionej cukierni i celebrowałam piękne cupcakes.

Czy to trudna sztuka? Wykonane przez panią cupcakes wyglądają na zdjęciach jak małe misterne rzeźby i wydaje się, że to wręcz niemożliwe, żeby coś takiego stworzyć…

To jest kwestia praktyki, no i na pewno trzeba mieć do tego smykałkę i zmysł plastyczny. Nie jestem umysłem ścisłym, ale wydaje mi się, że plastycznie zawsze byłam uzdolniona. I chociaż jestem dość ekscentryczną osobą, to (o dziwo!) jestem też bardzo cierpliwa. Bo ta sztuka to też przede wszystkim cierpliwość. Kiedy zaczynałam cztery lata temu, wychodziły mi okropne rzeczy. Mój mąż mówił, że to na pewno nie przejdzie, nikt nie będzie chciał tego jeść ani nawet patrzeć na to… Więc to kwestia wprawy, cierpliwości i precyzji w rękach. Talentu na pewno też.

A teraz być może głupie pytanie: ale czy to jest jadalne? Czy wspaniały wygląd idzie w parze ze smakiem?

Tak! Jest to specjalna masa lukrowa, czasami o jakimś konkretnym smaku, np. białej czekolady, więc nie dość, że wygląda pięknie, to pachnie i smakuje naprawdę fenomenalnie. Większość to zabarwiony cukier, który jest podstawą dekoracji w stylu angielskim, w którym przeważa lukier plastyczny. Nie ma to jakichś wygórowanych walorów smakowych, ponieważ jest to tylko lukier, ale dzięki jego plastyce można w nim bardzo łatwo rzeźbić.

Czyli najważniejsze są walory estetyczne…

Tak, ale to oczywiście jest jadalne i znam osoby, które potrafią zjeść i babeczkę i krem i lukrową ozdobę, chociaż mi babeczka w zupełności wystarcza.

Skąd czerpie Pani inspiracje?

Różnie z tym bywa. Czasem ktoś prosi o konkretny wzór, wtedy jest to trochę praca odtwórcza, ale bez problemu można ją wykonać. Ale najbardziej lubię zamówienia, w których ktoś zostawia mi wolną rękę i mówi „Pani Małgosiu, cokolwiek pani nie zrobi i tak będzie dobrze”. I wtedy mogę puścić wodze fantazji. Uwielbiam rzeczy codziennego użytku w mniejszej formie, czyli np. miniaturowy wałek do ciasta. Inspiracje są praktycznie wszędzie.

Wszystko da się zminiaturyzować?

Tak, nawet znane twarze. Zdarzyło mi się odwzorowywać świętej pamięci profesora Bartoszewskiego, a raz moje babeczki powędrowały do Krystyny Czubówny. Może nie każdy byłby do końca zadowolony z tych wszystkich zmarszczek, które odwzorowuję, ale udaje mi się uchwycić duże podobieństwo.

Jak duże jest zainteresowanie ozdobnymi cupcakes?

Zainteresowanie jest ogromne. Do nas moda przyszła troszkę później, prosto z  Anglii. Ja swój pomysł urzeczywistniłam po powrocie z Krakowa. Najlepsze pomysły rodzą się często na urlopach macierzyńskich, kiedy kobiety mocno zastanawiają się, czy wrócić do poprzedniego zawodu, czy może zacząć coś nowego. Tak to się u mnie zaczęło. A zainteresowanie jest duże i chyba zawsze będzie, bo np. temat ślubny jest niezgłębiony. Ludzie zawsze będą coś świętować, więc tu zawsze będzie pole do popisu.

Oprócz własnego bloga, współtworzy pani blog Three Seasons – to nowy projekt, który już cieszy się popularnością. Czym się tam zajmujecie? Kto jest pomysłodawcą?

Zacznę od tego, że bardzo cieszę się, że biorę w tym udział i myślę, że po czterech latach trzeba iść o krok do przodu i zacząć coś nowego. Zaangażowałam się w ten projekt dzięki Aleksandrze Dargiewicz, która mi to zaproponowała. Ona jest fotografem i to był jej pomysł na taką formę bloga, aby połączyć modę, makijaż i wypieki. Ola jest pomysłodawczynią, a każda z nas wnosi w to swój fach i tworzy swój sezon samodzielnie.

Czym pani w swoim sezonie się zajmuje?

Mój sezon jest iście słodki, ale jego nazwa (Sweet Decor Season) pozwala mi nie ograniczać się tylko i wyłącznie do słodkości, ale prezentować też zamiłowanie do wystroju wnętrz, co mnie bardzo interesuje. Czytelnicy mogą tam znaleźć kompletne aranżacje słodkich stołów, a więc nie tylko babeczki, ale innego rodzaju desery, dzięki czemu mogę spełniać się kulinarnie. Moim zamysłem jest też odejście od tradycyjnych deserów i zastąpienie tego uzależniającego cukru wszystkim, czym można go zastąpić. I tutaj mogę zdradzić pewną nowość w moim sezonie – chciałabym przeprowadzić ostrą rewolucję w naszym mieście, zaczynając od dzieci. Sama mam dziecko, które jest alergikiem, wielu rzeczy nie może jeść, a też uwielbia słodycze… Zdecydowanie woli piec niż tłuc kotlety, nad czym ubolewa jego tata. Chciałabym pokazać rodzicom, jak można w fajny sposób zastąpić cukier innymi, naturalnymi produktami i też mieć z tego ogromną frajdę. Można troszkę oszukać dzieci, a jednocześnie dać im to, czego najbardziej chcą.

I też będzie pysznie.

I to jest moje marzenie. Chcę wejść we współpracę z naszą lokalną marką Olejowy Raj tłoczącą zdrowe oleje i przemycić trochę przepisów na zdrową żywność. Wiem, że nie odkrywam tutaj Ameryki, ale chciałabym to promować w tym sezonie.

A co poza cukiernictwem? Czy język angielski jest bardziej zawodem, czy też pasją?

Śmiało mogę powiedzieć, że angielski to jest pasja, a cukiernictwo to hobby. Angielski to jest całe moje życie, moja największa miłość, która zawsze będzie na pierwszym miejscu. Oprócz tego, że jestem nauczycielem, jestem też tłumaczem konferencyjnymi i chciałabym się w tym kierunku rozwijać. Angielski zawsze będzie najważniejszy, dlatego też obstawałam za tym, by blog był tłumaczony na angielski.

Bardzo dziękuję za rozmowę!

Ja również.

Rozmawiała: Buhasia

Zdjęcia: Aleksandra Dargiewicz, threeseasons.pl