Wywiad z Agnieszką Wiszowatą i Pauliną Engen – autorkami niezwykłego książkowego projektu „Mysia Dolina”

Agnieszka i Paulina znają się od dzieciństwa. Obie zachowały w sobie sporo dziecięcej fantazji, dzięki czemu wydają wspólnie już drugą książkę dla najmłodszych czytelników. W wywiadzie opowiadają nam o swoim niezwykłym projekcie, jakim jest „Mysia Dolina”.

Agnieszka Wiszowata to dziennikarka radiowa i fanka psów. Uwielbia czytać. Jest autorką programu “Radiobook” – autorskiej audycji radiowej o książkach dla dzieci i młodzieży prowadzonej we współpracy z młodymi czytelnikami, zrealizowanej w białostockim Radiu Akadera.

Paulina Engen (na zdjęciach wraz ze stworzonymi przez siebie myszkami) to pasjonatka sztuki miniaturowej – buduje domki, mebelki, lepi kubeczki i szyje kubraczki… a wszystko dla swoich małych, mysich podopiecznych. W wolnym czasie uczy się tapicerstwa w skali 1:1.

Obie autorki pochodzą z Białegostoku i obie mieszkają teraz w magicznych miejscach, jakimi są z pewnością i nasze Podlasie, i tajemnicza Norwegia!

 

Najpierw kilka pytań do Agnieszki, autorki tekstu do książki „Mysia Dolina”.

 

 

Agnieszko, ostatnio rozmawiałyśmy (m.in.) na temat twojej książki „Sam i Riko”. Teraz wydajesz kolejną książkę (znowu razem z Pauliną). Opowiedz o waszym projekcie.

 

„Mysia Dolina” jest zupełnie innym projektem niż „Sam&Riko”. Nasza pierwsza wspólna książka była moim pomysłem, powstała z potrzeby podzielenia się historią ludzko-psiej przyjaźni, jaka narodziła się miedzy moim pierwszym synem a szczeniakiem, który razem z nim dorastał. Tym razem pomysł jest zupełnie abstrakcyjny. Paulina jest niezwykłą twórczynią – to ona stworzyła myszy, zaczęła mi o nich opowiadać. Snuła historie o tym, kim są, jak powstają, pokazywała mi zdjęcia. Pewnego dnia poprosiła mnie o napisanie krótkiej historii myszki, która powstawała na zamówienie. Potem były kolejne, a z czasem okazało się, że ma już całkiem solidne grono fanów tych naszych mysich przyjaciół. Kiedy ludzie zaczęli pytać o książkę, okazało się, że mamy o czym opowiadać. Ba! Trzeba będzie te mysie historie prześledzić, przebrać i tylko niektóre wybrać! I tak zaczęły się plany, a właściwie marzenia o wydaniu tej pięknej książki.

 

A historie myszek? Możesz nieco zdradzić?

 

Ich losy objawiały nam się razem z nimi… Wiesz, jak to jest. Poznajesz kogoś i jesteś przekonana, że znacie się od zawsze. Paulina przedstawiała mi mysz, a ja po prostu znałam jej historię, wiedziałam, że to Balbina, lokalna czarownica, a to Wełniaczek, ten, który boi się zimy, a to Eleonora Światowa, pierwsza mysia podróżniczka. Tak to już czasem jest. Zdarza mi się czegoś nie zrozumieć, ale Paulina mnie naprowadza, przypomina fakty… W końcu to ona zna swoje myszy najlepiej, prawda?

 

 

Do dzieci w jakim wieku celujecie ze swoją książką?

 

Myślę, że najwięcej radości z czytania będą miały dzieci w przedziale 5-7 lat.

 

Dlaczego chcecie wydać książkę same, a nie przez wydawnictwo?

 

Uznałyśmy, że chyba ponad wszystko cenimy sobie wolność. Wydawnictwo daje wiele możliwości – to promocja, pomoc techniczna, wsparcie, ale także… zobowiązanie. Wydanie książki to złożony proces, w którym bierze udział wiele osób. Trzeba iść na ustępstwa. A finalnie, to także podział zysków. Autorzy w tym procesie stoją na końcu kolejki, niestety. My chcemy „same” zapracować na grono naszych fanów, nawet jeśli na początku wiąże się to z kosztami. Napisałam „same”, bo pomaga nam grupa życzliwych osób, przyjaciół, fanów kreatywnych działań, którym podziękujemy z imienia i nazwiska w książce, bo bez nich ta praca byłaby niewykonalna. Dodatkowo jest cała masa wspaniałych ludzi, którzy już uwierzyli w naszą książkę i wpłacając pieniądze na zbiórkę, zamówili swój egzemplarz, a niektórzy z nich także mysz!

 

 

Opowiedz więcej o zbiórce na książkę.

 

Zorganizowałyśmy zbiórkę pieniędzy na portalu www.wspieram.to (www.wspieram.to/mysiadolina), gdzie każdy może wesprzeć nas taką kwotą, na jaką może sobie akurat pozwolić. Wyższe wpłaty gwarantują zestawy książka+mysz, inne książkę z autografem, a najniższe zapewniają jedynie naszą… dozgonną wdzięczność. Tak, wiem, że to drobiazg, jednak wierzę, że dobro wraca. Sama często wspieram zbiórki, nawet symbolicznie, bo wiem, że małe kwoty zebrane od wielu osób potrafią zdziałać cuda. Na wydanie książki potrzebujemy ok. 15 000 (piętnastu tysięcy) złotych, minęłyśmy już półmetek i nie będę ukrywać, że wciąż liczymy na więcej. Zbiórka trwa do 26.10.2020. Potem ruszamy do drukarni, bo bardzo chcemy zdążyć dostarczyć książki i myszy naszym Zamawiającym jeszcze przed Świętami Bożego Narodzenia.

 

A teraz czas na pytania do Pauliny, autorki niezwykłych myszek!

 

Ilustracje do „Mysiej Doliny” są naprawdę piękne i niecodzienne. Opowiedz od początku swoją historię – czy skończyłaś jakąś szkołę plastyczną? Jak to się stało, że zaczęłaś tworzyć myszki?

 

Dziękuję. Nie ukończyłam żadnej szkoły plastycznej, ale dorastałam w kreatywnym otoczeniu. Moja mama rysowała, malowała, robiła dla mnie proste zabawki. Tata majsterkował. Oboje zajmowali się haftem krzyżykowym. Babcia też wiecznie coś wyszywała, plotła. Chyba miałam po kim dziedziczyć. Mam braci, ale pamiętam dobrze, że uwielbiałam jako dziecko przebywać sama ze sobą w pokoju. Uwielbiałam też książki. Szczególnie baśnie i legendy. Wszelakie. Rosyjskie, polskie, norweskie. Pamiętam bardzo dobrze, że było mi żal, że te światy nie są realne, że ograniczone są tylko do książkowych ilustracji i do mojej fantazji. Chciałam je zobaczyć, dotknąć.

Papier, nożyczki, modelina, jakieś znalezione, niepotrzebne drobiazgi, wszystko znajdowało u mnie zastosowanie. Robiłam sobie zabawki, czesto inspirowane przeczytanymi historiami. Agnieszka była tego świadkiem. Znałyśmy się od zawsze, bo nasi rodzice się znali. Agnieszka jest kilka lat młodsza ode mnie, ale gdy skończyła jakieś 5 lat potraktowałam ją jako równorzędną partnerkę do zabaw. Wydaje mi się, że ja też w jakiś sposób nie chciałam dorastać za szybko, więc zabawy z Agnieszką były świetnym sposobem na zatrzymanie czasu. Chociaż na chwilę.

 

 

Nastąpił jednak okres w moim życiu, gdy nie tworzyłam. Zupełnie. Czasem coś sobie porysowałam. Kilka lat temu urodziłam dziecko, poczułam, że potrzebuję oderwać się od codziennych obowiązków. Zaczęłam fotografować moją córkę, czytać jej bajeczki. Na nowo przeżywać Boże Narodzenie, które tu, w Norwegii, jest niezwykle magiczne. Są też norweskie świąteczne piosenki o myszkach… To mnie zainspirowało. Myszki jako stworzonka żyjące wśród nas. To było to. Ponieważ nie mam cierpliwości do szycia, wybrałam technikę filcowania na sucho, o której już jakiś czas wcześniej myślałam, żeby spróbować, ale jeszcze nie miałam tematu. Już miałam.

 

Opowiedz o technice filcowania na sucho. Musisz mieć jakieś specjalne narzędzia?

 

Filcuję, jeśli mnie pamięć nie myli, od dwóch lat. Pierwszą rzeczą, którą sfilcowałam, była oczywiście myszka. Technikę podpatrywałam w internecie. Raz byłam na warsztatach. Podstawowe przybory do filcowania to igły, ze specjalnymi haczykami. Jest ich kilka rodzajów i każda do innego zastosowania. Oczywiście są podkładki, specjalne gąbki, szczotki. Moje pierwsze filcowanki powstawały na myjkach. Jest też oczywiście wełna, właściwie różnego rodzaju wełny. Nawet dla alergików albo vegan znajdą się czesanki akrylowe, które również świetnie się sprawdzają w filcowaniu.

Moje myszki to figurki przestrzenne. Filcowanie to nic innego jak rzeźbienie. Jeśli wyobrazisz sobie, że wełna jest tworzywem, igłą zbijasz wełnę i niczym dłutkiem nadajesz kształt. To wspaniała technika, która daje ogromne możliwości, a przy okazji niezwykle relaksująca.

 

 

Sama robisz zdjęcia myszkom? Skąd pomysły na scenografie?

Zdjęcia robię sama. Jestem samoukiem. W zasadzie bardziej kieruję się intuicją niż techniką. Marzą mi się porządne kursy fotograficzne i na pewno będę dążyć do realizacji tego pragnienia.

Scenografia sama do mnie „przyszła”. Mieszkam w pięknej okolicy. W Norwegii. Mam swoje ulubione miejsce. Jest to muzeum wsi Stenberg. Jeśli jednak wyobrazisz sobie, że jest to tego typu skansen jak w Polsce, to nic bardziej mylnego. To miejsce bardzo opuszczone, w lesie, z pastwiskami i starymi domami z bali, głównie z XVIII wieku. Jest tam sad, rzeczka, mnóstwo drzew i praktycznie ani żywej duszy. Poza owcami w sezonie od wiosny do jesieni.

Można tam przebywać kiedy się chce i ile się chce. To wolny obszar. Tam się wyciszam, tam tworzę sesje zdjęciowe. Nikt mi tam nie przeszkadza. Tam znajduje się Myszkowo.

 

Jak znalazłaś się w Norwegii? Co robisz tam na co dzień, oprócz filcowych myszek?

 

Do Norwegii pojechałam z miłości. Do męża. Kraj nie był mi jednak obcy, bo (jak wspominałam) zafascynowanie Skandynawią towarzyszyło mi już od dziecka. Do dziś na mojej półce stoją baśnie Soria Moria Petera Christena Asbjørnsen i Jørgena Moe, oraz moje ukochane „Dzieci z Bullerbyn” Astrid Lindgren.

Na co dzień pracuję w zawodzie czysto technicznym i mało romantycznym – w elektronice. Zajmuję się też odnawianiem mebli. Właśnie uczestniczę w warsztatach tapicerowania i mam nadzieję, że w tej przygodzie również zostanę na dłużej.

 

Wspaniale! Trzymamy kciuki za kolejną pasję! Norwegia to urokliwy kraj. W twoich mysich scenach, które pokazujesz na stronie Teensy Quirks, faktycznie widać inspirację przyrodą i tajemniczością tego kraju (przynajmniej ja to tak odbieram). Co Cię inspiruje? Skąd pomysły na bohaterów i sceny?

 

Wiele rzeczy mnie inspiruje, to może być tkanina, jakiś drobiazg w postaci spinki, widok za oknem, wycieczka do lasu, podróż, książka, piosenka, rozmowa z drugim człowiekiem, moje emocje, wspomnienia.

Na początku mojej mysiej działalności pomysły podsuwały wydarzenia, święta, zdarzenie w rodzinie, wspomnienie z dzieciństwa. Tak rodziły się scenki. Potem Agnieszka zaczęła pisać o myszkach i to co teraz tworzę opiera się głównie o jej historie, ale wciąż powstają czasem myszki i scenki niezależne od naszego projektu.

 

Nie tęsknisz za Białymstokiem? Co najlepiej wspominasz z rodzinnego miasta?

 

Tęsknię za Białymstokiem, jego klimatem, chociaż przyznam, że bardziej za tym Białymstokiem, który zostawiłam, a było to zanim miasto zaczęło się tak diametralnie zmieniać.

Z Białegostoku najlepiej wspominam przyjaźnie, czasy studenckie, teatry uliczne. Teatr – tego mi szalenie tutaj w Norwegii brakuje.

 

Dziękuję bardzo za rozmowę!

 

KONKURS!

Dzięki uprzejmości Pauliny i Agnieszki, mamy konkurs dla naszych czytelniczek. Nagroda jest bardzo wyjątkowa, bo wykonana specjalnie z myślą o czytelnikach strony Kobiecy Białystok! Jest nią jedyny w swoim rodzaju plakat (wydruk w formacie A4), stworzony przez Paulinę. Dokładnie ten:

 

Otrzyma go osoba, która jako pierwsza wesprze zbiórkę dzięki naszemu wywiadowi.

Co należy zrobić, by otrzymać ten piękny, jesienny plakat?

Wystarczy tylko wesprzeć zbiórkę w kwocie co najmniej 35 zł (co wiąże się także z otrzymaniem książki po jej wydaniu – szczegóły tutaj: www.wspieram.to/mysiadolina). Następnie napisać do nas wiadomość na Facebooku (https://www.facebook.com/KobiecyBialystok/) o treści: „Wsparłam/wsparłem zbiórkę na książkę „Mysia Dolina” – oraz podać imię i nazwisko, które zostało podane przy zbiórce.

Pierwsza osoba, która wyśle do nas taką wiadomość zostanie nagrodzona plakatem, a ten zostanie wysłany wraz z książką w podanym na stronie zbiórki terminie.

 

Zdjęcia portretowe Pauliny: Mariia Gamme

Zdjęcia myszek: Paulina Engen / Teensy Quirks