Sorry, taki mamy NFZ… #BLOG

Jakie są kolejki do lekarzy specjalistów wie każdy – czasami można umrzeć zanim człowiek doczeka się wizyty. Sorry – taki mamy kraj i służbę zdrowia. Nie każdego stać na prywatne wizyty, więc czekamy, bo co innego można zrobić?

Dziecko też pacjent

Gorzej, jeśli pacjentem jest małe dziecko. Dolegliwości brzuszkowe, skórne czy problemy z alergią wiążą się z ciągłymi kontrolami u lekarza rodzinnego i skierowaniami do specjalistów. Szkoda tylko, że kolejki do poradni dziecięcych są tak samo długie, jak te do specjalistów od dorosłych. A w niektórych przypadkach zapewne dłuższe.

Na „własnej” skórze

Mój własny przykład. Kiedy córka miała około roku pojawiły się podejrzenia refluksu żołądkowo-przełykowego. Brzydki zapach z ust, oklejona buzia po spaniu i kilka innych objawów skłoniło naszą doktor rodzinną do wypisania skierowania do gastrologa dziecięcego. Odnaleziona przychodnia (z dobrymi opiniami, bo przecież zanim zapiszemy dziecko do specjalisty, trzeba przeprowadzić odpowiedni wywiad!) miała wolny termin na „za 4 miesiące”. No więc czekaliśmy.

Dzień przed wizytą córka zachorowała (nieznośne żłobkowe infekcje!), więc byliśmy zmuszeni przesunąć wizytę jeszcze o miesiąc (i tak wciskając się poza kolejnością, bo nie ma przecież miejsca na takie nagłe sytuacje…). A wtedy okazało się, że mąż pojechał z córką do gastrologa zupełnie niepotrzebnie. Objawów refluksu brak, dziecko zdrowe jak ryba, a lekarka z lekkim niedowierzaniem patrzyła na męża, jakby podejrzewała w nim ojca-hipochondryka. Sami widzieliśmy, że objawy ustąpiły, ale skoro tak długo czekaliśmy na wizytę, to czemu się nie upewnić?…

Szczęście w nieszczęściu

Całe szczęście, że w tym wypadku zwlekanie przyniosło zdrowie. A co, jeśli dziecko poważnie choruje i widać to gołym okiem, że potrzebuje szybkiej diagnozy specjalisty? Ok, może nie jest w sytuacji, która zagraża życiu, ale jednak przydałoby się szybkie działanie. Rodzic, którego na to stać, zabiera oczywiście dziecko do specjalisty na prywatną wizytę. Ten, którego nie stać też często wykopuje spod ziemi, żeby zrobić tak samo. W końcu dla zdrowia dziecka zrobimy wszystko. To straszne, że nie wymyślono jeszcze sposobu, jak usprawnić system służby zdrowia dla najpoważniejszych przypadków i małych dzieci?

Na domiar złego w przypadku lekarzy rodzinnych sprawa również nie jest prosta. W sezonach wzmożonych zachorowań (choćby minionej zimy) w niektórych przychodniach umówienie się z chorym dzieckiem na wizytę graniczyło z cudem. Po pierwsze telefon ciągle zajęty lub nikt nie odpowiada, a jak już się człowiek dodzwonił po 9tej, okazywało się, że numerków brak. A to dlatego, że osoby przychodzące osobiście umawiały jeszcze przy okazji pięć sąsiadek… Ech. Czy nasza mentalność się kiedyś zmieni??

Dobrze, że chociaż w całym tym rozgardiaszu ktoś wymyślił stronę, na której można sprawdzić czas oczekiwania na wizytę do specjalisty, który posiada kontrakt z NFZ. Przynajmniej od razu wiadomo, do której przychodnie nie warto nawet dzwonić.

(Buhasia)