Anna Dec w obiektywie Aleksandry Dargiewicz #WYWIAD i zdjęcia z sesji


Fot. Aleksandra Dargiewicz, www.alexdarg.pl

Dwie niezwykłe kobiety pochodzące z Łap spotkały się, by uczcić początek wiosny wyjątkową sesją zdjęciową. Nasz tytuł już zdradził, o kim mowa, ale teraz czas na bliższe poznanie obu pań.

Aleksandra Dargiewicz to pracująca w Białymstoku fotograf mody, która robiła zdjęcia takim znanym osobom jak Barbara Kurdej-Szatan, Rozalia Mancewicz czy Ada Szulc. Aleksandra zajmuje się także fotografią modową, uwieczniając kolekcje m.in. białostockiej projektantki Barbary Piekut (MO.YA Fashion). Ostatnio wiele czasu poświęca także na tworzenie swojego bloga alexdarg.pl.

Anna Dec to znana i lubiana prezenterka pogody w TVN. Nie każdy wie, że odnosząca sukcesy pogodynka studiowała w Białymstoku i pochodzi z Łap. To właśnie znajomość ze szkolnych lat zaprocentowała piękną sesją zdjęciową. Anna Dec w obiektywie Aleksandry Dargiewicz wygląda niezwykle kobieco i naturalnie, o czym możecie przekonać się, oglądając zdjęcia z sesji.

Obie panie opowiedziały nam o swojej współpracy i zdradziły kilka innych faktów dotyczących życia zawodowego.

ALEKSANDRA DARGIEWICZ

Skąd pomysł, żeby zaprosić na sesję Annę Dec? Wiemy, że obie panie pochodzą z Łap. Znałyście się wcześniej?

Tak, jesteśmy koleżankami z jednej miejscowości. Już od jakiegoś czasu nosiłam się z zamiarem porwania Ani przed mój obiektyw. Na zdjęciach starałam się wydobyć jej naturalne piękno – bez tony make-upu, niebotycznych fryzur i stylizacji. Był to ukłon w stronę Ani, ponieważ ze względu na jej charakter pracy – codzienne bycie na świeczniku – chciałam ukazać ją w innym świetle.

Zapewne przed sesją obmyśla pani, jak mają wyglądać zdjęcia. Czy zawsze wychodzi tak, jak pani zaplanuje? Czy zdarzają się niespodziewane efekty? Jak było w przypadku sesji z Anną Dec?

Wszystkie osoby, które ze mną współpracował wiedzą i stwierdzą jednogłośnie, że sesje ze mną nie są 6-godzinnymi maratonami, a lekkim i przyjemnym sprintem. Śmieję się wtedy, iż dłużej trwają same przygotowania modelek (make-up, fryzura) niż sam akt fotografowania. Mój plan działania jest zawsze dopracowany i określony w najmniejszym szczególe, nie ma czasu na gdybanie. Staram się pracować efektywnie, szybko, konkretnie, bez zbędnych rozmyślań w stylu: „Tak? A może tak? Nie… Jednak nie… A może jednak?”.  W przypadku Ani nie mogło być inaczej, tym bardziej, iż chciałam w maksymalnym stopniu uszanować jej czas, biorąc pod uwagę jej zawód i napięty grafik. W fotografii modowej/portretowej/reklamowej potrzebny jest obraz, zarys tego, co chcemy uzyskać – w przeciwnym razie możemy pracować z modelem cały boży dzień bez widocznych efektów.

Jaką modelką jest Anna Dec? Dobrze się Wam współpracowało?

Ania jest bardzo piękną kobietą, a współpraca z nią była czystą przyjemnością. Przed obiektywem czuła się jak ryba w wodzie. Od pierwszego zwolnienia migawki czuć było pełen profesjonalizm w każdej pozie. Przy tak plastycznej osobie, fotograf nie musi się gimnastykować, a późniejszy retusz praktycznie nie istnieje, bo wtedy można tylko „przedobrzyć” efekt końcowy.

ANNA DEC

Muszę o to zapytać… Jak się czuje dziewczyna z Łap w „wielkim świecie”? Łatwo było się przebić? Nie miała Pani problemu choćby z naszym podlaskim akcentem?

Z podlaskim akcentem walczyłam dużo wcześniej. Od dziecka chciałam pracować w telewizji. Stąd moje świadome trwanie przy konkursach recytatorskich. Jeszcze jako pięciolatka pierwszy raz wzięłam udział w takim konkursie. Niewiele pamiętam, ale jedno utkwiło w głowie. Miałam ogromną satysfakcję, że pokonałam lęk i nieśmiałość. Byłam tak tym przejęta i zadowolona z tego, że się odważyłam, że nie docierało do mnie, co działo się później. I podczas ogłoszenia wyników, pomimo że dostałam tylko wyróżnienie, wywołana jako ostatnia stanęłam przed zwycięzcą, Kubą. Kilka lat później był moim kolegą z ławki.

I tak się zaczęły publiczne występy?

Tak. Przygodę z konkursami kontynuowałam do końca liceum. Ostatnie trzy lata były mocno skoncentrowane na rozterkach pomiędzy zdawaniem do szkoły teatralnej, a jakąś inną alternatywą, która doprowadziłaby mnie przed kamerę. Wtedy też jeździłam na dodatkowe, ogólnopolskie konkursy. Tam reżyserzy zwracali uwagę na moje zaciąganie. Stopniowo próbowałam to zwalczać. Na początku w podświadomości, a później pomogły mi w tym różne warsztaty, castingi, na które jeździłam przez kilka lat do Warszawy. Zatem osłuchiwałam się z innym mówieniem, stopniowo wchodziłam w (jak to nazwałaś) wielki świat i może dlatego się w nim nie utopiłam. Tylko spokojnie pływam, bez zadyszki. Czułam, że praca w mediach i dokładnie w TVN, jest mi pisana. Dlatego robiłam jak najwięcej, by szkolić swój warsztat, zdobywać różne doświadczenie i wierzyłam, że Opatrzność tym wszystkim pokieruje.

I tak się stało. Jestem tu, doceniam pracę, miejsce, w którym pracuję i ludzi, których tu spotykam. Każdego dnia za to mocno dziękuję. I jestem spokojna, cierpliwa. Zanim dostałam tu pracę, przez wiele lat pracowałam dorywczo, studiowałam. Licencjat robiłam dziennie w Białymstoku, wtedy też pracowałam przy różnych marketingowych i reklamowych zleceniach w Warszawie. Te 3 lata to czas głównie spędzony w pociągach. Z Łap na zajęcia do Białegostoku, po zajęciach do Warszawy, w nocy powrót. Wszelkie materiały przerabiałam w pociągu, ale tam też się wysypiałam. Wiedziałam, że trzeba działać. Małymi krokami do celu. Na magisterkę wyjechałam już do Warszawy. Wreszcie znalazłam się w miejscu, w którym chciałam mieszkać od dziecka. Myślę, że to też ma wpływ na to, jak życie się układa. Kiedy wyczujesz jakieś miejsce, czujesz ulgę, kiedy tu wracasz, bo ono jakoś ci sprzyja. I jestem szczęśliwa, że mój mąż też bardzo polubił to miejsce. Dzięki niemu się w tym wszystkim nie zatracę. Mąż wie, jak sprowadzić mnie na ziemię.

Jak czuła się Pani podczas sesji zdjęciowej u pani Aleksandry? Byłą wymagająca? Jak przebiegała współpraca?

Ola była bardzo konkretna. Wiedziała czego chce. Sesja przebiegła szybko i sprawnie. Było bardzo miło. Ale teraz z perspektywy czasu, jak oglądam te zdjęcia, to trochę brakuje mi na nich uśmiechu. Ponieważ ja w życiu bardziej się śmieję niż jestem poważna, dużo spraw mnie cieszy. Nawet kiedy dzieje się coś, przez co na początku płaczę, to bardzo szybko zaczynam się z tego śmiać. A właściwie nie z powodu, przez który płaczę, a z tego, jak śmiesznie wyglądam kiedy tak płaczę.

Czy zapowiadanie pogody jest pasjonujące? Jaki ma Pani sposób na odejście od rutynowego sprawozdania?

Świat pogody i meteorologii uwielbiam już od podstawówki. Trafiłam na wspaniałego nauczyciela geografii w gimnazjum, a później los chciał, że przeniósł się do liceum i miałam z nim kolejne 3 lata. Poza polskim to był jedyny przedmiot, którego uwielbiałam się uczyć. I już w gimnazjum, oglądając prognozy z Tomkiem Zubilewiczem, pomyślałam, że byłaby to idealna praca dla mnie. Pogoda i prognozy to jest pewien rodzaj informacji, stale coś się dzieje i zmienia, chmury się przesuwają, deszcz też wędruje z jednego regionu do drugiego. Masy powietrza kłócą się ze sobą. Długie rozmowy z naszymi synoptykami nauczyły mnie, jak tłumaczyć, to co teraz się dzieje.

Często sprawdza się też pani nie tylko jako „pogodynka”…

Zajmuję się nie tylko pogodą. Rok temu wiosną współprowadziłam program „Rozmowy w biegu” z Robertem Korzeniowskim. Sam Robert to wyjątkowy człowiek, a mieliśmy równie wyjątkowych gości i ich historie. Minione lato, to praca przy „Projekcie Plaża” i prowadzenie na żywo dwugodzinnego programu „Studio Active na Wakacjach” w każdy weekend. W telewizji czeka mnie zapewne jeszcze wiele ciekawych epizodów, projektów, ale gdybym tylko mogła, jak najdłużej chciałabym zajmować się ” działką meteo”, a wszystko inne może temu towarzyszyć. Na przykład od ponad miesiąca mamy na porannych dyżurach „Pogodny poranek” w TVN Meteo Active. Od 6:06 rano, co kwadrans jesteśmy dla Widzów na kilkanaście minut, przedstawiamy prognozy, ale też różne ciekawe materiały o zdrowiu, diecie, sporcie i ludzkich pasjach. Uwielbiam tę pracę, stale pojawiające się nowe wyzwania i sezon pogód wyjazdowych, kiedy zaczynamy na weekendy jeździć po kraju, czasem nawet zagranicę. A że zawsze chciałam poznać Polskę jak najlepiej, to czego chcieć więcej? Oby tylko było zdrowie przez wiele kolejnych lat, by móc realizować się zawodowo, ale też zachowywać równowagę z życiem prywatnym.

Pytania zadała: Buhasia