Przestrzeń, w której możesz tworzyć, co chcesz z dowolnych dostępnych materiałów i nikt nie będzie ci niczego narzucał ani oceniał twojej pracy. Właśnie taka jest idea Niesfornej Pracowni oraz Malortu, które stworzyły razem Agnieszka Dembowska i Anna Adamowicz.
Na czym polega ich nowatorski pomysł? Jak funkcjonuje pracownia? Co można tam robić? Odpowiedzi oczywiście w wywiadzie – zapraszamy!
Skąd pomysł na taką pracownię?
Agnieszka Dembowska: Pomysł Niesfornej Pracowni zrodził się z chęci poszukiwania alternatyw dla edukacji własnych dzieci. Kiedy się pojawiły, wiedziałam, że dróg jest wiele, zaczęłam czytać dużo w tym kierunku i postanowiłam pójść na studia pedagogiczne. Miałam wtedy 40 lat. Początkowo myślałam o prowadzeniu kursów dla rodziców ze wspierania wczesnego rozwoju. Jest na ten temat dużo literatury, ale przeciętny człowiek nie ma po prostu czasu na szukanie najlepszych metod. Jest tyle podejść do wychowania, motywowania dziecka! Na studiach zaczęłam iść w stronę artystyczną i tam poznałam włoski koncept edukacyjny Reggio Emilia, obecnie jeden z najprężniej rozwijających się na świecie. Pojechałam na kurs do Włoch. Podstawą edukacyjną Reggio Emilia jest art studio, czyli to, co mamy w Niesfornej Pracowni – to właściwie czyste przeniesienie tej idei. Dostępna jest wielość materiałów, ale nie uczy się dzieci ich wykorzystywania, tylko się je inspiruje. Nie pokazujemy gotowego produktu do naśladowania, ale np. rozsypane kamienie. Dziecko podchodzi i albo jest to dla niego jakąś inspiracją, albo nie.
Każda pracownia art studio jest zupełnie inna, każda szkoła, przedszkole czy żłobek też są inne. W niektórych są dostępne, tak jak u nas, instrumenty muzyczne, mamy pianino i dzwonki. Podstawą jest wykorzystywanie dobrze rozumianego odpadu. W Reggio Emilia mają ogromną halę, która nosi nazwę Remida i tam co tydzień z całego miasta zwozi się odpady. My korzystamy z odpadów po passe-partout, które można wykorzystywać do malowania, cięcia, klejenia. Mamy też dużo przędzy dywanowej od firmy produkującej dywany. Myślimy o wykorzystaniu jej do tkania na ramach. Dostajemy też gotowe ramy, na które można nabijać gwoździe i na nich tkać. A także tkaniny tapicerskie i końcówki innych tkanin. Mamy katalogi, z których można wycinać ilustracje, a nawet całe próbniki tapet. Zbieramy wszystko, co da się wykorzystać, np. stare świece na warsztat z robienia świec. Przyjmujemy włóczki, nitki, świece, tasiemki, gumki. Wykorzystujemy dobry odpad, pokazujemy, że można coś z tego jeszcze stworzyć.
Anna Adamowicz: Drugą przestrzenią jest Malort. Jestem artystką-samoukiem. Nie skończyłam żadnej szkoły artystycznej. Urodziłam dziecko i szukałam alternatywnych ścieżek edukacyjnych i opieki nad dziećmi, wychowywania. Zaczęłam pracować w bliskościowym przedszkolu i tam testowałam różne podejścia, sprawdzałam, co działa, co nie działa. W końcu przyszła do mnie książka „Odkrywanie śladu” Arno Sterna. Arno Stern, mój mentor, jest założycielem i twórcą Malortu. Jest to pracownia, którą prowadzi w Paryżu od ponad 70 lat. Jego książka zmieniła moje życie! Dzięki niej wtedy zmieniło się moje podejście do twórczości. W Malorcie maluje się farbą i pędzlem po kartce przytwierdzonej pinezką do ściany. Arno mówi o tym, co dzieje się, gdy zostawia się człowieka samego z jego śladem, bo nie nazywa tego dziełami sztuki. Zauważył, że wszyscy (dorośli czy dzieci) wchodzą wtedy we wspaniały proces. Trzeba trochę czasu, żeby w niego wejść, ale jak się już to stanie, daje to niesamowitą satysfakcję, radość i jest nie do zatrzymania. Poruszyło mnie to, bo to też moje własne doświadczenie, które sama przeszłam – weszłam w proces twórczości, który jest nie do zatrzymania. Nie obchodzi mnie wtedy, czy to się komuś spodoba, jakie to jest – idealne czy nie. Po prostu wylewa się ze mnie to, co tworzę. Arno Stern mówił o tym samym, to było dla mnie bardzo bliskie. Niedługo po przeczytaniu książki dowiedziałam się, że prowadzi kurs w Polsce. Pierwszy raz! Oczywiście poleciałam jak na skrzydłach. Skończyłam ten kurs, gdzie nauczyłam się, jak prowadzić Malort. Od tego czasu minęło kilka lat, ale pracownia w końcu jest.
Malort to zamknięta przestrzeń bez okien, do której przychodzi się raz w tygodniu na 90 minut i kurs trwa rok. Arno twierdzi, że właśnie do roku każdy wchodzi w ten proces, który jest głęboko autoterapeutyczny. Pozwala sięgnąć do radości bawiącego się dziecka, do bycia tu i teraz. Trzeba na to czasu. Chcę to kontynuować. Uważam, że przychodzenie przez krótszy okres nie przyniesie efektu. W Malorcie jestem osobą posługującą, nie mówię nikomu, co ma robić, tylko pilnuję, żeby każdy mógł spokojnie być w swoim procesie, żeby nic mu nie przeszkadzało. Uważam, że daje to niezwykłą radość. Niektórzy mówią o tym stanie „flow”. Czas leci nie wiadomo kiedy, ciężko to zatrzymać. Jest to naturalny stan, który mają małe dzieci. Kiedy się obserwuje, jak się bawią, widać, że są tu i teraz. Nic ich nie obchodzi, są w pełnym skupieniu na zabawie. Zabawa też polega na tym, że nie musi mieć efektu. Mam pragnienie, żeby się tym dzielić, żeby inni, zwłaszcza dorośli, też mogli takiego stanu doświadczyć – cieszyć się jak dziecko, które maluje. Z Malortu prace nie wychodzą, ja je przechowuję. Każdy będzie miał swoją teczkę, będzie archiwum – chodzi o to, by nikt nie wypowiadał się na temat tego, co tworzymy, bo to jest nasze.
Przestrzeń Niesfornej Pracowni też jest mi bardzo bliska. Jestem za tym, by nikomu nie mówić co i jak ma robić, każdy ma to w sobie, potrzebna jest do tego tylko odpowiednia przestrzeń. Co u nas jest bardzo ważne – nie chcemy nikogo oceniać ani niczego narzucać. To jest kluczowe.
Niesforna Pracownia jest więc przestrzenią, z której każdy może skorzystać. Dodatkowo będziecie organizować też warsztaty tematyczne. Jakie są plany na funkcjonowanie?
AD: Dodam, że spotkałyśmy się na kursie u Arno, koncept mi się bardzo spodobał, ale minusem było to, że ogranicza się tylko do jednego środka wyrazu – malowania po papierze. Dlatego zdecydowałyśmy się na stworzenie obok siebie dwóch przestrzeni, bo Niesforna Pracownia daje więcej form wyrazu. Można zbudować sobie coś przestrzennego, czy choćby ulepić coś z gliny. Idea w obu przestrzeniach jest identyczna. Efekt końcowy jest taki sam – przeżywanie procesu twórczego. Z pracowni prace mogą jednak wyjść z właścicielem.
Dlaczego będziemy robić warsztaty tematyczne? Aby zrobić niektóre rzeczy, trzeba się po prostu nauczyć techniki. Będziemy mieć warsztaty z różnych technik filcowania – np. na swetrach, na jedwabiu, filcowanie biżuterii, ozdób, torebek. W zależności od tego, co będzie chciała zrobić grupa. Będziemy zaczynali od wstępu do filcowania, a potem szli za grupą. Planujemy też wstęp do garncarstwa – ktoś będzie mógł przyjść i spróbować zabawy z gliną. Będziemy to wypalać, można też to będzie poszkliwić. Nie mamy swojego własnego pieca, ale to kwestia czasu. Moją pasją jest tkactwo, więc na pewno będą warsztaty z tkactwa na ramie. Do tego potrzebne jest nauczenie się różnych technik, które później można łączyć.
AA: Mamy też maszyny do szycia, będziemy organizować warsztaty z szycia, szydełkowania, robienia na drutach, wyszywania.
Czyli wszelkie rodzaje kreatywnego rękodzieła.
AD: Tak. Chcemy też iść w stronę recyklingu, co pozwoli np. na uratowanie ulubionych dresów, w których zrobiła się dziura.
Organizujemy teraz półkolonie. Mamy fajną przestrzeń na zewnątrz. Chociaż to centrum miasta, możemy się schować pod gruszą, więc część zajęć możemy robić na kocyku.
Naszym celem jest założenie fundacji, w ramach której będziemy prowadzić działania integracyjne dla osób z różnych grup społecznych. Będziemy też w stanie zapraszać do tych działań różnych ciekawych kreatywnych ludzi z całej Polski i nie tylko. Nie chodzi nam jednak o robienie kolejnego domu kultury, ale o stworzenie miejsca, w którym ludzie znajdą swoją pasję, swój żywioł. Dlatego chcemy ściągać ludzi, którzy znaleźli to coś, żyją tym, co robią i mogą zarazić tym innych. Może pozostanie to jako hobby, a może rękodzieło stanie się waszym sposobem na życie. W sierpniu będziemy miały warsztat z robienia biżuterii z naturalnych kamieni łączonych sznurkiem metodą mikromakramy. Bo nie zawsze chodzi o coś dla samego robienia – czasem ten „flow”, o którym mówi Ania, można osiągnąć podczas robienia czegoś z planem. Podczas wiązania supełków na sznurku czas też leci nie wiadomo kiedy.
Będą typowe warsztaty, ale poza nimi można też przychodzić w dowolnym momencie i korzystać z pracowni w dowolny sposób.
AA: Tak, jest opłata za godzinę, wejścia planujemy co pół godziny, żeby to było uporządkowane. Będziemy miały karnety na 10 wejść, oferty grupowe dobierane indywidualnie. Wszystkie informacje znajdują się na naszym profilu na Facebooku.
AD: Mamy otwarte od 9:00 do 13:00, a potem od 16:00 do 19:00. Latem do 14:00. Kiedy ktoś przychodzi, mówimy, co gdzie jest i można działać. Podczas dnia otwartego było widać, że nikt nie potrzebuje pytać o to, co można zrobić. Ludzie potrzebowali tylko technicznych informacji typu: gdzie można nalać wodę do kubka, żeby rozrabiać farby lub gdzie są nożyce. Nie było pytania „Co mogę zrobić?” Każdy robił co innego i wykorzystywał materiały w sposób, o którym ja bym nawet nie pomyślała. Proces sam się zadziewa.
AA: To jest magia grupy i magia kreatywnej energii. To samo jest w Malorcie. Ktoś może stwierdzić, że sam sobie to zrobi. Nie zrobisz – bo nie masz takiej przestrzeni. Bardzo ważne jest, by nie być rozpraszanym przez to, co jest na zewnątrz. Energia wisi w powietrzu, wystarczy w nią wejść i nas poniesie. Robiłam to też w przedszkolu – kiedy da się dzieciom odpowiednią przestrzeń i materiały, dzieją się rzeczy niesamowite. Kilkulatki w całkowitym skupieniu pracowały, malowały i każda praca była oddzielnym przepięknym kosmosem. Często słyszę głosy typu „No mam maszynę w domu, ale jakoś nie mogę przysiąść…”. Przyjdź tutaj i przysiądziesz. Kiedy zobaczysz kogoś, kto jest w procesie twórczym, to cię pociągnie. Na początek możesz się tylko rozejrzeć, posiedzieć, poobserwować, nie musisz od razu wpadać w jakąś twórczość. To przyjazna przestrzeń, mamy też strefę relaksu, dużo albumów o sztuce, można się zainspirować, wyjść do ogrodu.
Pełna dowolność.
AA: Tak, ale też atmosfera, która sprzyja kreatywnemu działaniu. Ważne, by zaufać temu procesowi – pomimo tego, że nie ma dyrektywności, że nie mówimy, co trzeba robić, warto spróbować zaufać sobie. Poza tym, nikt nie będzie tego oceniał.
AD: Oczywiście jeżeli ktoś nie ma pomysłu, może się do nas zwrócić, a my zaproponujemy jakieś materiały czy techniki.
AA: Mogę wtedy zadać pytanie, wspomóc w tym procesie, pokazać coś. Wesprzemy, jeśli ktoś będzie czuł się zablokowany. Jednak sam fakt bycia tutaj przynosi efekt.
Otworzyłyście takie miejsce w Białymstoku, więc czujecie, że jest potencjał i będzie zainteresowanie. Białystok jest gotowy?
AA: Podejście do otwarcia takiej przestrzeni trwało u mnie kilka lat. Jest to wyjątkowe miejsce, innego takiego nie ma. Słyszę głosy osób, które szukają czegoś nowego – zwłaszcza takich przestrzeni dla dorosłych. A to jest właśnie takie miejsce, do którego możesz przyjść ze swoim dzieckiem, ale też samodzielnie. Możesz przyjść z grupą przyjaciół, możesz przyjść np. ze swoją mamą czy swoim tatą, dziadkami, dorosłym rodzeństwem, by wspólnie podziałać – jest milion możliwości. Brak ocen i przestrzeń do eksperymentowania, próbowania, korzystania ze wszystkiego – to jest wyjątkowe. Myślę, że Białystok jest na to gotowy.
Bardzo głęboko w to wierzę i myślę, że ma to sens. Chcemy pokazać, że można inaczej. Każdy ma niesamowity potencjał, chodzi o to, by uwolnić się od własnych ograniczeń lub takich narzuconych z zewnątrz.
AD: Dużo osób myśli, że będzie to kolejna przestrzeń tylko dla dzieci i do warsztatów, ale chodzi nam o stworzenie miejsca, które będzie wielopokoleniowe. Naszym celem jest oczywiście nauczenie techniki, ale potem robienie z tego czegoś swojego, nawet łączenie tych technik. Pracujemy nad tym, by mieć większą grupę materiałów, z których można tworzyć inne rzeczy niż te, do których są normalnie wykorzystywane. Jeśli ktoś chce pomalować np. na płótnie, to u nas jest ta możliwość. Zwykle ludzie nie mają na to miejsca czy materiałów. U nas można spróbować, nie inwestując w narzędzia i materiały. Każdy człowiek potrzebuje jakiejś odskoczni, wyciszenia. W Niesfornej Pracowni i Malorcie będzie można spróbować znaleźć coś takiego dla siebie.
Dziękuję! I bardzo kibicuję waszym działaniom.