O pracy douli, niezwykłych właściwościach olejków eterycznych oraz macierzyństwie – wywiad z Anną Sawoń

Znana ze wsparcia, jakiego udziela białostoczankom jako certyfikowana doula, instruktorka masażu dziecięcego, doradczyni noszenia w chuście, a także jako edukatorka aromaterapii i konsultantka marki naturalnych olejków eterycznych. Mowa oczywiście o pani Ani Sawoń.

W rozmowie pani Ania opowiedziała mi m.in. o tym, dlaczego zawód douli jest jednocześnie piękny i trudny, jak budować odporność i wspierać zdrowie przy pomocy olejków eterycznych, w jakiej sytuacji związanej z macierzyństwem warto po prostu odpuścić oraz jak wspierać nasze dzieci w trudnych czasach pandemii.

 

Zapraszamy do przeczytania wywiadu!

 

Kim jest i czym się zajmuje doula?

 

Według definicji Stowarzyszenie DOULA w Polsce, doula jest doświadczoną w macierzyństwie i wykształconą kobietą, która towarzyszy kobiecie i rodzinie w okresie okołoporodowym. Nasze wsparcie jest niemedyczne, ale informacyjne, emocjonalne i fizyczne. Jestem doulą od 7 lat, właśnie minęło tyle od mojego pierwszego doulowego szkolenia. Teraz, w okresie pandemii, nie mam możliwości działania jako doula, więc wspieram na tyle, na ile mogę – zdalnie. Czasami po prostu konsultując, czasami przez wsparcie mailowe czy telefoniczne, bo nie mogę być przy porodach.

 

Wynika to z obecnych obostrzeń w czasie porodu, związanych z pandemią…

 

Tak, nawet te szpitale, które dopuszczają obecność męża, to raczej nie dopuszczają obecności osoby nie z rodziny, czyli niemieszkającej na co dzień razem z rodzącą. W niektórych miejscach w Polsce jest tak, że może to być dowolnie wybrana osoba – tak jak zawsze, czyli może to być także doula. U nas to się sprowadza do tego, że jeśli w ogóle ktoś może być przy porodzie obecny, to tylko mąż lub ojciec dziecka.

 

Czyli tymczasowo jest pani pozbawiona pracy jako doula.

 

No niestety tak, tej części doulowej jestem niestety trochę pozbawiona. Mogę jedynie towarzyszyć kobiecie w domu, zanim jeszcze pojedzie do szpitala, ewentualnie przy porodzie domowym, oprócz położnej, mogę być kolejną osobą. Chociaż w takich przypadkach kobiety rzadko potrzebują pomocy douli, bo w domu czują się odpowiednio zaopiekowane przez bliskich.

 

Jak wygląda poród z doulą?

 

Kiedy pracuję z kobietami, to zawsze wcześniej się przygotowujemy i poznajemy. Przygotowujemy też plan porodu. Moim zadaniem w czasie porodu jest pilnowanie, żeby ten plan się realizował według tego, co zostało założone. Ale nie wygląda to tak, że ja się kłócę o jej prawa, nie! Raczej moje zadanie polega na tym, by przypominać kobiecie czy też parze, bo też często towarzyszę parom… przypominać o tym, czego oni chcieli, czego sobie życzyli. I czy na pewno to jest dalej to samo oraz czy w jakiś sposób mogę pomóc o to zadbać. To jest pierwsze moje zadanie: żeby zadbać o spełnienie życzeń kobiety, co do przebiegu porodu.

 

Drugim zadaniem jest dbanie o komfort czysto fizyczny i emocjonalny kobiety. To, co robię, to dbanie o to, by czuła się ona najlepiej jak się da w danej sytuacji, czyli by się czuła fizycznie i emocjonalnie zadbana, zaopiekowana. Skupiam się maksymalnie na niej, patrzę na nią i staram się zgadywać jej potrzeby, zanim zdąży coś powiedzieć lub kiedy już czasem nie da rady nic powiedzieć.

 

Ogólnie jest to różnego rodzaju wsparcie. Naprawdę to bardzo zależy od danej kobiety. Czasami polega na ciągłym trzymaniu za rękę, innym razem na ciągłym masowaniu, a czasami na tym, żebym po prostu była w tym pokoju. Także różne są te moje zadania.

 

Zajmuję się też zupełnie praktycznymi rzeczami, czyli przygotowaniem rzeczy, kiedy jedziemy z domu do szpitala. Potem w szpitalu przenoszeniem tego wszystkiego, podawaniem ubrań, ręczników, klapek itd. Wiem, co jest w torbie porodowej, żebym mogła szybko to wyciągnąć. Później, kiedy już przychodzi na świat dziecko, zajmuję się też przygotowaniem pieluszek przyniesionych z domu, ewentualnie – jeśli tego sobie życzą rodzice – nagraniem czy robieniem zdjęć. Różne drobne, praktyczne rzeczy, które naprawdę składają się na wielki komfort tej kobiety, która już nie musi myśleć o niczym innym poza wydaniem na świat swojego dziecka. Nie musi się przejmować, czy może mąż jest głodny, czy może nie ma więcej wody lub skąd w ogóle wziąć tę wodę, żeby się napić? Raczej jest tak, że ja podsuwam często tę wodę, czy kobieta chce, czy nie chce.

 

Moja praca polega też na dawaniu różnego rodzaju komfortu i ulgi w bólu: masaże, aromaterapia; używam też elektrostymulatora Tens, który pomaga łagodzić ból i bardziej rozkręcić poród, jeśli jest taka potrzeba. Mam różne swoje narzędzia doulowe, które pomagają mi w pracy. Używam np. szala do masowania, by rozluźnić i przynieść ulgę. Czasami używam tych swoich narzędzi, innym razem wystarczy, że jestem obok i powiem coś właściwego, co w danym momencie  kobieta potrzebuje akurat usłyszeć.

 

Kiedy to wszystko pani opowiada, to wyobrażam sobie, że poród „zaopiekowany” przez doulę, może zbliżać się do takiego idealnego porodu, podczas którego zgadywane są wszystkie potrzeby rodzącej. Taka jest misja pani jako douli?

 

Tak! Staram się, żeby tak właśnie było! Żeby kobieta się czuła komfortowo, żeby wiedziała, że jest decyzyjna, że to ona jest najważniejsza w tym wszystkim.

 

Wydaje się, że doula to jeden z najpiękniejszych zawodów!

 

Ale ma też swoje trudne strony. To fajnie brzmi, kiedy opisuję moment porodu… Ale to też jest taka praca, która odbija się na rodzinie. Bo kiedy jestem wezwana do porodu, to po prostu znikam na nie wiadomo ile czasu.

 

Proszę opowiedzieć więcej o tym aspekcie pracy douli.

 

Zdecydowanie najtrudniejszą częścią tej pracy jest tak zwana gotowość porodowa. To jest moje oczekiwanie na moment porodu kobiety, która chce, bym była jej doulą. Wiadomo, że termin porodu to nie jest określony z góry dzień, tylko przybliżony termin. Tak naprawdę mamy miesiąc porodowy i umawiam się z klientką właśnie na ten miesiąc, że jestem wtedy dla niej do dyspozycji.

 

Nie wyjeżdżam wtedy z miasta, nie chodzę w miejsca, gdzie nie mogę odebrać telefonu. Nie robię wielu rzeczy, które mogłabym normalnie robić. Po prostu mam spakowaną torbę i czekam na telefon. O każdej porze dnia i nocy może to się zacząć, a ja po prostu wtedy idę. Zabieram się i idę – nieważne gdzie mnie wzywa – czy to dom, szpital czy klinika. A potem jestem z nią cały czas – przez cały przebieg porodu, a może mnie wezwać na bardzo wczesnym etapie. Jestem przez cały ten czas bez względu na to, ile godzin to trwa . Najdłuższe moje towarzyszenie przy porodzie trwało 22 godziny. Także wychodząc z domu do porodu, nie wiem, kiedy wrócę. Najpierw nie wiem, kiedy wyjdę, a jak już wychodzę, to nie wiem, kiedy wrócę. Przy trójce dzieci i bardzo zajętym mężu, to bywa trudne. Trzeba mieć cały system wsparcia i bezpieczny sposób zadbania o to wszystko, żeby nie żyć cały czas w wielkim stresie. Najtrudniejsze jest to czekanie na telefon, który może zadzwonić w każdej chwili.

 

Czyli piękny i nieprzewidywalny zawód zarazem.

 

Tak, bardzo!

 

Chciałabym przejść do innej pani działalności, związanej z rodzicielstwem, czyli wspierania mam, zwłaszcza w początkowym okresie ich macierzyństwa. Przyszło mi do głowy takie pytanie. Czy jest pani w stanie przekazać kilka rad dla mam wymagających noworodków – jak radzić sobie z tym, kiedy dziecko nieustannie potrzebuje naszej uwagi i wydaje nam się, że już na nic więcej nie mamy czasu?

 

Pierwsza rzecz, którą zawsze mówię takim młodym mamom, bo mam z nimi sporo do czynienia, to odpuścić, po prostu odpuścić. Porzucić oczekiwania, czyli nie oczekiwać za dużo od siebie ani od tego dnia, co on przyniesie. I każdą rzecz, jaką się uda zrobić, każdą przeżytą godzinę, traktować po prostu jako dar i coś, co jest już jakimś osiągnięciem. To, że jesteśmy dalej w tym samym składzie, to jest osiągnięcie i o żadne inne osiągnięcia się nie troszczyć, nie stawiać sobie nie wiadomo jakich celów i zadań do zrobienia.

 

Najzwyczajniej trzeba pogodzić się z tym, że dziecko może tak wiele uwagi wymagać. Ono jeszcze niedawno było cały czas wtulone, wciśnięte w mamę i noszone 24 godziny na dobę, więc nic dziwnego, że po wyjściu z brzucha, nadal się tego samego spodziewa. Przecież to to samo dziecko, które czuje te same potrzeby.

 

Pięknym przedłużeniem noszenia dziecka w brzuszku, jest noszenie w chuście. Obecnie nie robię warsztatów grupowych, ale jeśli są osoby chętne na indywidualne konsultacje, to spotykamy się u nich w domu, z maluszkiem, o odpowiedniej porze, czyli wtedy, kiedy akurat nie śpi… I uczymy się takich wiązań, które są bezpieczne od samego początku. Chusta jest też cudownym rozwiązaniem również w przypadku starszaków. Jeżeli mamy starsze dziecko czy dzieci, to malucha mamy w chuście, jest przytulony, może sobie spać, czuje zapach mamy, czuje jej bicie serca, czyli to wszystko, co słyszał w brzuchu, a jednocześnie mama ma wolne ręce, może pobawić się ze starszakiem, może dać mu coś do jedzenia czy zrobić cokolwiek, czego akurat potrzebuje.

 

Inny sposób na radzenie sobie w takiej sytuacji, kiedy mamy wymagającego maluszka i jego starsze rodzeństwo, to łączenie różne czynności. Czyli np. karmię maleństwo i czytam starszemu dziecku. Można też przygotować pudełka dla starszaka z różnymi drobiazgami do wyciągania. Kiedy potrzebujemy więcej czasu przy maluchu, to wtedy możemy wyciągnąć takie pudełko skarbów i dać starszakowi do zabawy.

 

Jeszcze jednym cudownym sposobem, który naprawdę niesamowicie działa, jest masaż dziecięcy, którego też uczę. Też jest to świetne narzędzie do wykorzystania, kiedy mamy starsze dziecko, dlatego, że masażu jest dobrze uczyć się na noworodku czy na niemowlaku, dopóki się nie przewraca, nie ucieka. I jeżeli to jest pierwsze dziecko i możemy poświęcić mu czy jej czas, to świetnie jest zrobić taki rytuał, masować i budować przy okazji relację. Ale jeżeli mamy starszaka, to dobrze jest masować właśnie jego. Dlatego, że maluch i tak o swoje się dopomni, dostanie pierś, noszenie na rękach czy w chuście. A starszaki zawszę są troszkę pokrzywdzone. Więc masaż to bardzo fajny sposób zadbania o to, żeby wszystkie dzieci miały zaspokojoną potrzebę bliskości .

 

Dziękuję za cenne porady! Przejdę teraz do kolejnego, bliskiego pani zagadnienia i zapytam o olejki eteryczne.

 

Tak, to obecnie moja pełnoetatowa praca.

 

Skąd to zainteresowanie i jak zdobyła pani o nich wiedzę?

 

Olejki to czysta chemia, z akcentem na CZYSTA. W wielu badaniach naukowych udowodniono działanie substancji, które są obecne w olejkach eterycznych, substancji pochodzących z roślin, których rośliny używają do ochrony siebie. Dzięki olejkom eterycznym możemy korzystać z tych samych zalet, z których korzystają rośliny. Ponieważ olejki są w pełni naturalne, nie powodują uzależnień, nie mają skutków ubocznych, więc jeśli chodzi o stosowanie ich u dzieci czy w okresie okołoporodowym, to jest to naprawdę cudowny środek.

 

Skąd się wzięło moje zainteresowanie? Wzięło się stąd, że używałam ich w swojej doulowej pracy, bo wiedziałam, że mogą być pomocne w ciąży czy przy porodzie. Nie wiedziałam, że można używać ich u bardzo małych dzieci, ale zauważyłam, korzystając z nich przy porodach moich klientek, że one owszem, pachną, ale nie mają jakichś przypisanych im działań. Dopiero kiedy trafiłam na wysokiej jakości czyste olejki eteryczne, których teraz używam i którymi się zajmuję, to dopiero widzę, że za tym zapachem stoi cała moc działania! Już przy nich zostałam, nie szukam innych, nie porównuję. Jestem całkowicie przekonana o ich czystości i skuteczności i chcę się tymi odkryciami dzielić. Dlatego zrobiłam z tego zajęcia moją pracę.

 

 

Zobaczyłam też, że niesamowicie działają na moje dzieci, które wcześniej bardzo chorowały. Miałam takie doświadczenie, że kiedy postawiłam przy dziecku dyfuzor na noc, to już więcej nie słyszałam tego kaszlu w nocy, a rano już nie było śladu po żadnym przeziębieniu. Przekonałam się więc na swoich dzieciach, że to nie jest żadne placebo, to nie było tak, że uwierzyły i dlatego zaczęło działać… Bo przecież nie wiedziały nawet, że ja stawiam ten dyfuzor, a to rezultat był fantastyczny!

 

Zaczęłam się zagłębiać w temat olejków i szkolić. W tym momencie prowadzę też szkolenia na temat używania olejków eterycznych w ciąży, przy porodzie, w połogu, karmieniu, dla noworodków, dla małych i większych dzieci. Skąd wiedza? Zrobiłam certyfikację jako specjalista olejków eterycznych i cały czas się doszkalam, robię kursy, związane czy to z olejkami ogólnie czy w czasie okołoporodowym. Weszłam we współpracę z autorką kursu online o olejkach eterycznych w ciąży i porodzie. Cały czas szukam sobie źródeł tej wiedzy, staram się specjalizować, żeby to nie była wiedza ogólna, ale też o zastosowaniu olejków w tym konkretnym okresie.

 

Czyli możemy używać olejków, by walczyć ze stresem, by wspierać odporność, również dzieci.

 

Tak. Na swoim przykładzie mogę powiedzieć, że obecnie nie dotyka nas problem jakichś strasznych chorób. Od wielu, wielu miesięcy nie potrzebujemy wizyt u lekarza. Po prostu nie dochodzimy nigdy do tego momentu, że trzeba by było kontaktować się z lekarzem. Wszystkie nasze dolegliwości są gaszone w zarodku, kiedy się tylko coś zaczyna. Natychmiast działamy olejkami i nic poważnego się więcej nie dzieje. Używamy olejków codziennie w celu budowania odporności, by walczyć z alergiami, na wyciszenie wieczorem. Mamy swoje rytuały związane z olejkami. Używam ich nawet w kuchni, np. do wypieków, musów czy koktajli.

 

Kolejne pytanie w jeszcze temacie dzieci. W obecnej sytuacji związanej z pandemią, nikt nie ma lekko. Ale mam wrażenie, że dzieci mają najgorzej. Brak kontaktu z rówieśnikami, mniej podwórka, konieczność nauki zdalnej. Jak, pani zdaniem, rodzice mogą wspierać swoje dzieci w tym niełatwym okresie?

 

Ja przede wszystkim ze swoimi dziećmi dużo rozmawiam i widzę, że nawet trzylatek rozumie, co się dzieje. Nie ukrywam przed nimi, co się właśnie dzieje, ale z drugiej strony nie słuchamy wiadomości, nie oglądamy telewizji, unikamy tych katastroficznych newsów związanych z liczbą zachorowań itd. Jeśli chodzi o świat zewnętrzy, to staram się je chronić, ale nie przed wirusem, lecz przed modyfikacją naszych zachowań. Czyli np. nie chodzę z dziećmi do sklepu, gdzie wcześniej chodziliśmy razem, a gdzie teraz musielibyśmy czekać przed wejściem i używać jakiejś twardej chemii do dezynfekcji rąk, zakrywać usta i nos itd. Po prostu moje dzieci tam nie chodzą, bo chcę je chronić przed skutkami tego wszystkiego. Że ludzie boją się siebie nawzajem, stronią od siebie. Nie chcę, by moje dzieci tego doświadczały.

 

Jeżeli się spotykamy, to w małym gronie, z zaprzyjaźnionymi rodzinami, które podobnie czują jak my. Wystarczy nam taki kontakt z ludźmi, w bezpiecznym otoczeniu. Dbam o to, żeby miały też ruch na świeżym powietrzu. Kiedy tylko można, to spacerujemy, idziemy na plac zabaw, jedziemy do lasu – to nasz cotygodniowy rytuał, jeździmy w niedzielę na ognisko, jeśli nie pada. Chodzimy, biegamy, szalejemy, wdychamy olejki eteryczne bezpośrednio z lasu. Ładujemy akumulatory po prostu. To są takie nasze sposoby. Dzięki nim się nie boimy. Mam wrażenie, że nasze dzieci dość dobrze to wszystko znoszą. W marcu było jakoś trudniej, ja też gorzej to znosiłam. A teraz myślę, że jest lepiej. Oswajamy to wszystko też czasem przez śmiech, np. czytanie śmiesznych historyjek, oglądanie memów – to ze starszą córką, która jest nastolatką.

 

I na koniec nasze „sztandarowe pytanie” do kobiet stąd. Czy Białystok to dobre miejsce do życia i rozwoju?

 

Dla mnie Białystok jest cudownym miejscem do życia i zawsze, jak wyjeżdżałam na jakieś szkolenia, czy do Warszawy, czy to do innych większych miast, to po prostu zawsze z radością i przyjemnością wracałam do mojego Białegostoku, gdzie się urodziłam i gdzie mieszkam całe życie. To dla mnie miasto równowagi pomiędzy tym, że już jest co robić, już tu się dzieje, już jest gdzie pójść i jest gdzie się spotkać… A jednocześnie jest to miasto takiego powolnego życia, natury, sielskości, bliskości lasów. By wyjechać z miasta wystarczy kilka minut, a nie godzinę. Kiedy mam spotkanie na drugim końcu miasta, to dojazd mi zajmie maksymalnie pół godziny , a nie półtorej. To są takie drobne rzeczy, ale bardzo poprawiają komfort życia. Uważam, że Białystok jest bardzo przyjemnym miastem do życia. A to, czego mi brakowało, to sobie z fajnymi ludźmi stworzyliśmy.

 

To świetne podsumowanie! Dziękuję bardzo za rozmowę!