Połączenie pracy zawodowej z wychowywaniem dziecka?


fot. Czarnaowsianka

To możliwe! Przekonajcie się sami, czytając nasz wywiad z młodą, przedsiębiorczą białostoczanką – Moniką Wójcik.

fot. Czarnaowsianka

Jak z hobby uczynić zawód? Czy łatwo pogodzić prowadzenie własnej działalności z wychowywaniem małego dziecka? Między innymi o to zapytaliśmy Monikę Wójcik – młodą białostoczankę, której torby i torebki pod marką Czarnaowsianka sprzedają się jak świeże bułeczki.

Jak się zaczęła Twoja przygoda z szyciem torebek? Od kiedy się tym zajmujesz?

Szyłam, przeszywałam, cięłam, malowałam… „cudowałam” z tkaninami odkąd pamiętam.
Będąc nastolatką dosłownie „dojechałam” mamie kilka maszyn do szycia. Wiecznie miałam coś do przerobienia po swojemu. Nie miałam jeszcze pojęcia o tworzeniu wykrojów, więc cięłam (nie zawsze stare) ubrania i robiłam z nich szablony, na tej podstawie tworzyłam zupełnie nowe rzeczy.

Miałam już wtedy swoją mała prymitywną pracownię, w której potrafiłam przesiadywać całymi dniami.
Nigdy nie ukończyłam żadnej szkoły krawieckiej, nie odbyłam nawet żadnego kursu. Ukończyłam filologię polską oraz zdobyłam tytuł higienistki stomatologicznej.

Skąd pomysł, żeby z hobby, jakim było szycie, uczynić profesję, dzięki której zarabiasz?

Po urodzeniu synka zaczęłam pracę w gabinecie stomatologicznym. Andrzejek miał wówczas 3 miesiące. Intensywnie pracując, właściwie nie miałam czasu dla dziecka. Musiałam coś zmienić. Zostawiłam gabinet, postanowiłam wrócić tam, jak tylko Andrzej zrobi się samodzielniejszy.
Będąc w domu, mając trochę wolnego czasu, wróciłam do szycia. Zaczęłam tworzyć torby. Najpierw bawełniane, później (stopniując sobie poziom trudności) przechodziłam do bardziej skomplikowanych modeli ze skór, tworzyw sztucznych, dżinsu itd. Ponieważ jestem samoukiem kosztowało mnie to sporo pracy i zaangażowania. Jednak z perspektywy czasu wiem, że było warto!

Gdy czułam się już na siłach, gdy wiedziałam, że będę umiała odnaleźć się na rynku (tak bardzo zasypanym produktami „made in China”), postawiłam wszystko na jedną kartę. Zainwestowałam w maszyny, skóry, sprzęt do zdjęć oraz wszelkie dodatki kaletnicze. Urządziłam z pomocą męża pracownię, w której spędzam niemal codziennie po 8-10 godzin.

Czyli własna działalność w domu to dobry sposób na godzenie macierzyństwa i pracy? Jakie są wady i zalety takiej sytuacji?

Szczerze mówiąc, czuję się najszczęśliwszą mamą na ziemi, nie zamieniłabym czasu spędzonego w domu z synkiem na nic! Organizowałam sobie pracę tak, aby nie kolidowała ona z obowiązkami związanymi z dzieckiem. Nie widzę w tej sytuacji żadnych wad!

Na twoim profilu na facebooku, gdzie promujesz swoje produkty, widać, że zainteresowanie wykonanymi w domowej pracowni torbami jest naprawdę bardzo duże. Sprzedajesz swoje produkty już w całej Polsce?

Nie mam czasu, żeby uszyć coś dla siebie i bliskich, więc jest dobrze! Niemal wszystko, co szyję, jedzie w Polskę i za granicę. Kanałów do promowania i reklamy jest bardzo dużo. Internet to w dzisiejszych czasach konkretne udogodnienie dla osób w mojej sytuacji.

Wymyśliłaś łatwą do zapamiętania, ale bardzo oryginalną nazwę marki: Czarnaowsianka – skąd się wzięła?

Tak, Czarnaowsianka to moje logo – takie właśnie metki wszywam do toreb. Czarna od czarnucha – szkolnego przezwiska, a owsianka od nazwiska panieńskiego.

Co lubisz w Białymstoku? Jak ci się tu żyje jako kobiecie?

Białystok bardzo dynamicznie się rozwija. Żyję nadzieją, że – tak jak w najbogatszych miastach naszego kraju – i tu zacznie dominować moda na handmade i wszystko inne, co nie ma związku z masową produkcją. Poza tym jestem szczęśliwą mamą, mam kochanego męża, świetną rodzinę i przyjaciół, robię to, co lubię, więc jak może mi się tu żyć? Jest naprawdę dobrze!

Rozmawiała: Buhasia

Zdjęcia: Czarnaowsianka